poniedziałek, 21 grudnia 2015

Zdrowe zamienniki do świątecznych wypieków

...świątecznych i nie tylko. Myślę, że wykorzystacie poniższe wskazówki “ciotki dobra rada” także w przyszłości :)

Takie małe “czary-mary” zredukują kaloryczność wypieków, dostarczą wielu składników odżywczych, błonnika, witamin i zdrowych tłuszczów.


No to lecim:


Zdrowe zamienniki margaryny

Margaryna nie jest zdrowym tłuszczem, myślę że każdy o tym wie, więc nie podlega to żadnej dyskusji ;) W telegraficznym skrócie, to przemysłowo utwardzone tłuszcze roślinne, często doprawione tymi najgorszymi barwnikami, polepszaczami smaku, emulgatorami, solą a nawet cukrem. Nie psujmy domowych wypieków używając to świństewko. Do wypieków doskonale nada się:

olej kokosowy: używamy w proporcji 1:1, czyli potrzebną w przepisie ilość margaryny zamieniamy na taką samą ilość oleju kokosowego. O zaletach oleju kokosowego już wspominałam. Króciutko dla przypomnienia: posiada wiele wartości odżywczych i właściwości lecznicze, działa bakteriobójczo, przeciwzapalnie i antygrzybiczo; zawiera bardzo dobre kwasy tłuszczowe, które świetnie wpływają na cały organizm, nasz mózg i serce...i wiele innych.

awokado: o zaletach wprowadzenia do diety awokado już pisałam tutaj. Zamieniając margarynę/olej na ten maślany owoc wzbogacimy nasze ciastki o szereg składników odżywczych i zdrowe tłuszcze. Jak dawkować? 1:1, czyli taka sama ilość co margaryny, można też zrobić pół na pół z olejem kokosowym. Jeśli użyjemy awokado, należałoby wydłużyć nieco czas pieczenia przy jednoczesnym zredukowaniu temperatury o ¼ aby ciasto nie spiekło się za szybko).

purée z banana: zmiksowany “na papkę” banan zadziała podobnie jak awokado. Jak dawkować? Proporcja 1:1, czyli taka sama ilość co margaryny. Jeśli obawiacie się takiej 100% zamiany można z powodzeniem zastosować taki mus z banana, pół na pól z olejem kokosowym. Również w tym przypadku należy obniżyć temperaturę pieczenia i nieco wydłużyć czas przesiadywania ciacha w piekarniku. Jeśli zdecydujemy się na ten zamiennik w przypadku tłuszczu, automatycznie zastosujmy inną opcję zamiennika cukru.


Zamienniki mąki pszennej

Wiele osób z różnych powodów rezygnuje z pszenicy w diecie. Prawda jest taka, że obecnie jest to zboże, które naprawdę mało dobrego wnosi do naszych organizmów, ponieważ zawiera sporo szkodliwych substancji (zmiana w sposobie upraw, liczy się ilość nie jakość). Aby nasz wypiek zyskał na wartościach odżywczych można ze spokojnym sercem zamienić mąkę pszenną na:

mus z czarnej/białej fasoli: używając fasoli zamiast mąki ciasto uzyska puszystą, lekko wilgotną konsystencję. Nasz wypiek wzbogacimy o sporą ilość błonnika, witaminy i składniki mineralne. Kaloryczność wypieku znacznie się zmniejszy. Jak dawkować? Można spokojnie całość potrzebnej do ciasta mąki zamienić na purée z fasoli. Idealnie komponuje się w duecie z kakao i z korzennymi przyprawami. Pycha :)

mąkę kokosową: i w tym przypadku wypiek wzbogacimy o sporą ilość błonnika. Dodatkowo znacznie utniemy ilość węglowodanów, ponieważ to mąka niskowęglowodanowa. Jak dawkować? Należy pamiętać, że mąka kokosowa mocno chłonie wilgoć i tym samym pęcznieje. Należy więc użyć jej mniej niż pszennej (4 razy). Tak więc 1 szklankę mąki pszennej zamieniamy na ¼ mąki kokosowej. Na koniec dodam, że jest produktem bezglutenowym, nie uczula.

mąkę z tapioki (manioku): lekkostrawna, bezglutenowa, nie uczula. W żaden sposób nie wpłynie na smak wypieku, ponieważ jest bardzo neutralna. Jak dawkować? Pół szklanki tej mąki w zamian za 1 szklankę pszennej.

mąkę jaglaną: czyli po prostu zmielona kasza jaglana, więc nasz wypiek wzbogacimy o wszystkie dobroci, które ona zawiera (m.in. witaminę E i witaminy z grupy B, składniki mineralne głównie wapń, żelazo, krzem, potas i magnez, antyoksydanty, lecytynę). Jest lekkostrawna, tak więc nasz wypiek stanie się mniejszym wyzwaniem dla naszego żołądka, ponieważ nie obciąży go tak, jak mąka pszenna. Jest bezglutenowa, nie uczula. Jak dawkować? W tym przypadku należy użyć nieco więcej takiej mąki; 1 szklankę pszennej zastąpi 1 ½ szklanka jaglanki. Muszę zaznaczyć, że wypieki nie będą puszyste, konsystencja ciasta będzie raczej zbita i wilgotna, ale smak boski :)

Można również użyć kaszy jaglanej. Wtedy wystarczy ją przepłukać, podgotować i odstawić aż napęcznieje i przestygnie.


Zdrowe zamienniki cukru

Aby sięgać po świąteczne słodkie pychoty bez żadnych wyrzutów sumienia, można biały cukier zastąpić zdrowymi odpowiednikami:

mus z suszonych/świeżych owoców: do tej roli idealnie nadadzą się suszone daktyle, śliwki lub figi. Ze świeżych owoców najlepiej wybrać mus ze słodkich jabłek, dojrzałego mango lub banana. Jeśli zdecydujemy się na taką opcję “słodzika” musimy pamiętać, aby zredukować płynne składniki o ¼ ponieważ owoce same w sobie dostarczą wilgoci.

stewia: suszone liście stewii to w 100% naturalny słodzik, najbardziej przetworzona forma to tabletki, której nie polecam, ponieważ może zawierać wiele niechcianych dodatków. Jest od 200 do 400 razy słodsza od białego cukru (w zależności od występujących glikozydów), a nie zawiera kalorii. Jest odporna na wysokie temperatury więc nie traci swoich właściwości. Dobrze działa na trzustkę (regeneruje), obniża ciśnienie krwi, ma działanie antybakteryjne i przeciwgrzybicze, wzmacnia odporność organizmu, łagodzi dolegliwości trawienne. Idealna dla diabetyków, ponieważ zwiększa tolerancję na glukozę i nie podnosi jej poziomu we krwi. Zawiera wapń, potas, magnez, żelazo, chrom, mangan, selen, krzem, cynk, witaminy z grupy B, witaminę C, beta-karoten.

100ml stewii w płynie odpowiada 3,2 kg cukru
1 tabletka = 1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka proszku ze stewii = szklanka cukru
¼ łyżeczki stewii = łyżka cukru
“czubeczek” łyżeczki proszku stewii = łyżeczka cukru

ksylitol: to inaczej cukier brzozowy. Smakuje praktycznie jak biały cukier, jednak ma mniej kalorii, nie podnosi poziomu glukozy we krwi i ma niski indeks glikemiczny. Jego słodycz równa jest słodyczy cukru, czyli dawkowanie 1:1.
Zwiększa przyswajania wapnia i magnezu z przewodu pokarmowego, dobrze wpływa na stan jamy ustnej i pomaga w zapobieganiu próchnicy zębów. Ma podobno działanie prebiotyczne ( jest pożywką dla dobrych bakterii jelitowych), przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze oraz zasadotwórcze (tym samym łagodzi dolegliwości żołądkowe oraz pomaga zachować prawidłową mikroflorę przewodu pokarmowego).

cukier kokosowy: to cukier z karmelową nutką, jest idealny do wypieków i odporny na wysoką temperaturę. Ma niski indeks glikemiczny, nie podnosi poziomu glukozy we krwi, to również idealna propozycja dla diabetyków. W jego skład wchodzi potas, magnez, cynk, żelazo, witaminy B1, B2, B3, B6 i C. Dawkować tak samo jak cukier biały.




Krótko na “do widzenia”


Mam nadzieję, że powyższe małe rady będą dla Was chociaż minimalną pomocą. Nie bójcie się eksperymentować i próbować nowych rzeczy. Słodkości robione przez nas mogą być na prawdę pyszne i przy tym zdrowe, jeśli tylko sami będziemy tego chcieli.

Dbajcie o swoje brzuchole :)

Ja śmigam do garów, pichcić ciacho i inne świąteczne delicje :D

wtorek, 15 grudnia 2015

Ciemna strona zdrowej żywności

Długich wakacji od etykiet Wam nie zrobiłam, wiem ;) Jednak nie mogłam się powstrzymać (to już chyba uzależnienie ;p). Tym razem moim wścibskim okiem rzuciłam w stronę półek z fit-bio-zdrową żywnością (zwane zielony kącik), na jakie możemy trafić w sieci sklepów Rossmann.

Na takiej “zielonej półce” chciałoby się trafiać na same produkty bez skazy. Jednak Disney tej bajki nie napisał i wśród wielu całkiem dobrych i rzeczywiście zdrowych produktów, niestety rozpychają się łokciami nieziemskie chwasty.

Dziś nie będzie krótko i treściwie, tak więc przechodzę szybko do konkretów.

Zacznę od takich hitów jak:



Dietetyczne dania w proszku

Co to za cuda? Według producentów, to zamienniki posiłków, które mają pomóc w utracie masy ciała.



Quicker gulasz wołowy: w składzie m.in.: kasza gryczana instant (56%), wołowina liofilizowana (10%), cukier, maltodekstryna, dekstroza, ekstrakt z drożdży (czyli nic innego jak glutaminian sodu, to cholerstwo kryje się pod wieloma nazwami. W ramach przypomnienia: substancja silnie uczulająca i uzależniająca, przyczynia się do migrenowych bólów głowy, astmy, bólów żołądka, kołatania serca, nadmiernej potliwości, podwyższa ciśnienie krwi, ma negatywny wpływ na układ nerwowy i mięśniowy, zwiększa ryzyko wystąpienia otyłości, może podrażniać układ oddechowy, przyczynia się do pogłębiania choroby Alzheimera), śmietanka w proszku zawierająca cukier. W takiej porcji siedzą 3 łyżeczki cukru. Jak dla mnie, całość nie brzmi smacznie a tym bardziej zdrowo. Czy zrezygnowałabym z domowego obiadu na rzecz czegoś takiego? - Po moim trupie.

Bananowy koktajl Smart Food: w składzie m.in.: fruktoza, rafinowany olej palmowy i sojowy, syrop glukozowy, aromaty, zagęszczacze: karagen (niebezpieczny, przyczynia się do powodowania nowotworu żołądka, wrzodów, zapalenia jelit) i guma guar, lecytyna sojowa (powoduje reakcje alergiczne), regulator kwasowości: chlorek potasu (E508 - niekorzystny, może powodować wrzody żołądka, toksyczny dla wątroby, układu krwionośnego i oddechowego), tlenek magnezu (generalnie bezpieczny, jednak może działać przeczyszczająco, zakazany w niektórych krajach), substancja słodząca: rebaudiozyd A (z liści stewii).
Producent wyraźnie zaznacza na opakowaniu, że koktajl jest słodzony stewią. Hmm, no super, tylko po jakiego grzyba dorzucił do tego fruktozę i syrop glukozowy? W efekcie jedna porcja strzela do nas 27,1g cukru! No padłam trupem, jak babcię kocham. Koktajl ma mieć smak bananowy, ale bananka tu nie uświadczysz. Całą robotę odwala aromat - niestety nie naturalny. Do tego stabilizatory, zagęstniki, regulatory kwasowości, emulgatory. Co z tego, że niektóre niby bezpieczne dla zdrowia, ale to chemia, a chemii mówimy głośne i stanowcze nie! Inne koktajle tej firmy również wypadają blado. Czekoladowy i truskawkowy nie są tak naszprycowane cukrem, ale znajdziecie tam jedne z najgorszych słodzików tj.aspartam i acesulfam k. Reszta składu również nie zachwyca. Czy ja zamieniłabym jakikolwiek zrobiony własnymi “rencami” posiłek na coś takiego - a w życiu! Smart food to na pewno nie jest. Fu!


Dla porównania inna firma proponująca nam koktajle, które niby mogą zastąpić każdy posiłek. Sprzedawane w pięciopakach - woohoo!

W składzie Novello koktajl jabłkowo-cynamonowy m.in.: kwas cytrynowy, lecytyna sojowa, substancje słodzące: acesulfam k, cyklaminian sodu (pogarsza stany chorobowe u osób cierpiących na Parkinsona i epilepsję, może przyczyniać się do powstawania nowotworów), sacharynian sodu (możliwe działanie rakotwórcze, należy unikać, zakazany w niektórych krajach), cukier, aromaty, barwnik: czerwień koszenilowa A (należy unikać ponieważ może powodować reakcje alergiczne, astmę, może również źle wpływać na wątrobę i nerki, powodować bezpłodność, ma działanie kancerogenne, czyli zwiększa ryzyko rozwoju nowotworu).


Zupa-krem z groszku Smart Food: w składzie m.in.: suszony groszek (6,7% - mało!), rafinowany olej palmowy, sól, aromaty, barwnik: karmel, środki zagęszczające a wśród nich: guma ksantanowa (sfermentowany cukier pozyskiwany przeważnie z kukurydzy, soi lub pszenicy genetycznie modyfikowanej, działanie przeczyszczające, może pogłębiać niektóre schorzenia tj. zespół jelita drażliwego i zapalenie okrężnicy, może podrażniać układ trawienny, uczula), karmeloza (zakłóca trawienie), alginian sodu (blokuje wchłanianie składników odżywczych), hydrolizowane białka roślinne, czyli glutaminian sodu. Produkt zawiera siarczany (niebezpieczne dla zdrowia, zakłócają pracę jelit, powodują reakcje alergiczne, bóle głowy, nudności, zaostrzają astmę, utratę witaminy B12).


Producenci dietetycznych posiłków w proszku, które miałam możliwość sprawdzić, mają w swojej ofercie sporo przeróżnych gotowców. W składzie rafinowane oleje, glutaminian sodu ukrywający się pod różnymi nazwami, zagęstniki, wypełniacze, spulchniacze. W produktach Smart Food białko, moim zdaniem, kiepskiej jakości np. białka mleka, teksturowane białko sojowe, mleko w proszku. Marka Novello poza mlekiem w proszku dorzuciła izolat białka sojowego i koncentrat białek serwatkowych, które często można spotkać w składzie tańszych odżywek dla sportowców. Przyswajalność dodawanych witamin stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Ktoś może stwierdzić, że sceny dantejskie na etykietach się nie odstawiają, bo nie ma tu najgorszego syfu, fakt. Jednak trzeba postawić zasadnicze pytanie: czy taki koktajl/obiad z torebki jest w stanie rzeczywiście zastąpić nam posiłek? Moim zdaniem w żadnym wypadku. To żywność przetworzona, sztuczna, napakowana chemią, nie mająca nic wspólnego z pełnowartościowym jedzeniem. Dieta oparta na takich posiłkach to najlepsza droga do wyniszczenia organizmu, niedoboru witamin i składników odżywczych.

Mój osobisty króliczek doświadczalny (społecznik, żeby nie było ;p), poniekąd potwierdził moją tezę. Przetestował dwa koktajle (truskawka, banan) i wyraził swoją opinię. W telegraficznym skrócie, to naprawdę pic na wodę fotomontaż. Po wypiciu koktajlu Króliczek miał ochotę zjeść normalny, konkretny posiłek (wytrzymał godzinę, po tym czasie głód stał się nieznośny). Koktajl w żaden sposób nie nasycił i nie zaspokoił uczucia głodu. Jedynie poziom cukru w organizmie przekroczył europejskie normy. Przesłodzone “cudo” nie działa tak jak producent sobie wymarzył. Króliczek zniechęcił się skutecznie i zrezygnował testowania innych “delicji w proszku”. Na całe szczęście bo to siostra moja rodzona.


Lecimy dalej:




Batony/przekąski typu musli

Często kuszą, bo wydają się być idealną alternatywą dla “typowego słodycza”. I pomimo, że na sklepowych półkach można czasem ustrzelić batona musli dobrej jakości, to najwięcej niestety jest tych gadzin, których zdecydowanie należy unikać. Poniżej trzy przykłady:


Oshee vitamin musli bar: w składzie m.in. syrop glukozowy, cukier, żurawina w której również jest cukier i olej słonecznikowy, glukoza, tłuszcz z nasion palmy oleistej, lecytyna sojowa, sorbitole (sub.utrzymująca wilgoć), kwas cytrynowy, aromat i substancje wzbogacające tj.witaminy, których nasz organizm i tak najprawdopodobniej nie przyswoi. Polewa kakaowo-mleczna kryje w sobie m.in.: cukier, całkowicie utwardzony tłuszcz z palmy oleistej (czyli palmowy), lecytynę sojową, aromaty. W efekcie wciągamy 4,5 łyżeczki cukru.

Fit snack ziarnisty: w składzie m.in. tłuszcz roślinny częściowo utwardzony, oleje roślinne częściowo utwardzone (palmowy, rzepakowy), kwas cytrynowy, aromaty, barwnik annato (E160b - należy unikać, powoduje alergie, niedociśnienie, egzemę, bóle głowy u dzieci. Jest zakazany w Australii); masa krówkowa: sacharoza, cukier, syrop glukozowy, miód sztuczny-płynny (syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, kwas cytrynowy, barwnik karmel amoniakalny (E150c - należy unikać: nadpobudliwość, choroby wątroby i żołądka, może powodować bezpłodność)), aromat; a na dokładkę cukier wanilinowy (w ramach przypomnienia: wanilina, to syntetyczny związek, który może wywołać egzemę, podrażnienia i zapalenia skóry, zmiany pigmentacji. W Narodowym Instytucie Zdrowia Stanów Zjednoczonych widnieje w rejestrze niebezpiecznych związków chemicznych i jest oznaczona symbolem R22 co oznacza, że działa szkodliwie po połknięciu). Oh dear God!

Emco granola bar: w składzie m.in. cukier inwertowany (glukoza, fruktoza), płatki wielozbożowe zawierające cukier, miód i sól; ryż ekstrudowany zawierający cukier, ekstrakt słodowy i sól; syrop maltozowy, rodzynki + olej słonecznikowy, żurawina + cukier trzcinowy i olej słonecznikowy, dekstroza. Wsuwamy 3 łyżeczki cukru.




Musli śniadaniowe

Wszystkie płatki i chrupki śniadaniowe z rodziny “gotowców” to zło - wiadomo. Zdecydowana większość musli, również. W takich produktach zdrowia brak, a cukier często wychodzi na prowadzenie. Przykładowo w:

Bakalland Ba!: w składzie m.in.: cukier, rodzynki z olejem bawełnianym i/lub słonecznikowym, syrop glukozowy, żurawina z olejem słonecznikowym i cukrem, morela z dwutlenkiem siarki (niebezpieczny, ponadto niszczy witaminę B12), olej palmowy, śliwka z sorbinianem potasu, aromaty, sól. W 100g produktu jest prawie 7 łyżeczek cukru.

Sante Granola: w składzie m.in.: nierafinowany cukier trzcinowy, syrop glukozowy, tłuszcz palmowy, cukier, ekstrakt słodu jęczmiennego, węglany sodu (sub.spulchniająca, niekorzystnie wpływa na organizm, duże dawki mogą spowodować krwawienia żołądkowo-jelitowe, biegunki, wymioty, w skrajnych przypadkach...śmierć. Wow, grubo), aromaty, olej słonecznikowy. 100g produktu funduje nam 5,5 łyżeczek cukru.

enerBio: w składzie m.in.: cukier trzcinowy, tłuszcz palmowy, syrop ryżowy, prażony ryż z solą i słodem jęczmiennym, gorzka kuwertura zawierająca cukier trzcinowy. 100g zawiera prawie 5,5 łyżeczek cukru. Składniki są ekologiczne, jednak producent nie umieścił informacji, że tłuszcz palmowy jest nierafinowany, czyli jest utwardzony.




Nuss-Mischung
mieszanka orzechów w przyprawach



W składzie m.in.: olej rzepakowy, sól, cukier, dekstroza, wzmacniacze smaku (hydrolizowane białko rzepakowe i kukurydziane oraz ekstrakt z drożdży - pod tymi nazwami kryje się nic innego jak glutaminian sodu), aromat. Orzechy to dobra przekąska, jednak nie w takiej formie. Zawsze powtarzam, że najlepiej wybierać te w łupinie. Trochę zachodu nas to kosztuje i pracy, żeby się do nich dobrać, ale tym sposobem zjemy wartościowy produkt, bez cukru, soli i utwardzonego tłuszczu.





Napoje aloesowe

Przez wzgląd na lecznicze właściwości aloesu, napój aloesowy może kojarzyć się ze zdrową odskocznią od np. wody mineralnej. Niestety nie w przypadku niżej wymienionych produktów:


Frugo aloe vera: cukier, zagęszczony sok jabłkowy i winogronowy (20%), cząstki miąższu aloe vera (5%), regulatory kwasowości w tym kwas cytrynowy (bezwartościowa substancja syntetyczna, uznawana za rakotwórczą) i mleczan wapnia (niby bezpieczny, ale może doprowadzić do zaburzeń przemiany materii jeśli w układzie trawiennym występują jakieś nieprawidłowości lub nie został jeszcze dobrze rozwinięty, w Kanadzie substancja zakazana), guma gellan i ksantanowa, aromaty. Napój aloesowy, a więcej w nim soku jabłkowego i winogronowego niż aloesu, słabo. Ponadto wypijając butelkę (500ml) strzelamy do żołądków prawie (o zgrozo) 10 -cioma łyżeczkami cukru!

OKF aloe vera: koncentrat soku z aloesu (23%), miąższ aloesowy (7%), mleczan wapnia, kwas cytrynowy, guma gellan. Cukru brak, ale jest substancja słodząca, która się zwie sukraloza, owiana jest dość kiepską sławą; w organizmie ludzkim rozkłada się na szkodliwe związki, a przy jej produkcji stosuje się fosgen tj. bardzo toksyczny gaz (już o tym wspominałam).




Wasa sandwich pomidor-bazylia


Wasa sandwich to profanacja kanapki. To nie jest dobra przekąska i nie mam pojęcia dlaczego to coś znalazło miejscówkę na półce ze zdrową żywnością.
W składzie m.in.: mąka pszenna, tłuszcz palmowy, rzepakowy i shea, maltodekstryna pszenna, cukier, ser przetworzony w proszku (ser, sól emulgująca: fosforan sodu - niebezpieczny, zakłóca trawienie, przyczynia się do niszczenia zębów i utraty wapnia), sól, kwas fosforowy (niebezpieczny, zakłóca trawienie, zaburza metabolizm wapnia, niekorzystny wpływ na kości i zęby, silnie pobudza układ nerwowy). Pomidora (0,69%) i bazylii (0,02%) znajdziemy śladowe ilości więc największą robotę robi sztuczny aromat.




Paluszki Lubella Natures


Skład: mąka pszenna, tłuszcz palmowy, cukier, sól, węglany amonu i sodu, drożdże.
Opakowanie i nazwa przyciągają oko, ale gdzie tu “natures” nie mam pojęcia. Ok, przyznać trzeba, że nie ma tu żadnych wypełniaczy np. skrobi modyfikowanej czy maltodekstryny, które w paluszkach być lubią i wstrętnych wzmacniaczy smaku. Jednak nie zmienia to faktu, że to paluszki, które do zdrowej żywności nie należą.


W “zielonym kąciku” znajdziemy bogaty asortyment rossmannowej marki enerBio. Poniżej kilka produktów, które pomimo tego, że składają się w głównej mierze ze składników ekologicznych, nie pasują do kategorii “zdrowa żywność”


Kostka rosołowa


W składzie jest m.in: sól morska, olej palmowy, skrobia kukurydziana, syrop glukozowy, cukier karmelowy, olej słonecznikowy. Kostki rosołowe nie są zdrową przyprawą. Zawierają często glutaminian sodu i jego pochodne, pełno soli, sztucznych aromatów itd. W tej kostce na szczęście nie ma tej całej elity, jednak jej skład wcale nie zachęca. Owszem to kostka bio - jak sama nazwa wskazuje. Jednak nie kręci mnie wcinanie utwardzonego bio oleju palmowego, syropu glukozowego i cukru. Do domowej roboty bulionu raczej nie dodajecie takich rarytasów.




Masło orzechowe


Kto mnie zna ten wie, że masło orzechowe mogę wyjadać paluchami ze słoika. Najczęściej stawiam na masło homemade, jednak gdy leń mnie zaatakuje i skuszę się na kupne, bardzo ważne jest dla mnie, aby takie masło nie zawierało niepotrzebnych dodatków. Ten produkt nie straszy ilością wymienionych składników na etykiecie, jednak zawiera tłuszcz palmowy i cukier, a moim zdaniem masło orzechowe nie powinno tego duetu zawierać. W słoiczku siedzią prawie 4 łyżeczki cukru..po co?





Orkiszowe ciastka dla dzieci


O dobrej jakości kupne ciastka jest ciężko. Moim zdaniem to kolejny dowód na to, że nie można sugerować się opakowaniem ani tym, że produkt jest eko i producent kieruje go do dzieciaków. W składzie oczywiście znajduje się utwardzony tłuszcz palmowy, sól, węglany sodu (sub.spulchniająca, niekorzystnie wpływa na organizm, duże dawki mogą spowodować krwawienia żołądkowo-jelitowe, biegunki, wymioty, w skrajnych przypadkach...śmierć.) i winiany potasu (mogą działać przeczyszczająco). Producent posłodził ciastka miodem i (niestety) cukrem, co łącznie sprawia, że w 100g ciastek mieści się ponad 5 łyżeczek cukru.





Migdały w białej czekoladzie


W składzie m.in: prażone migdały (40%), biała czekolada (56%) składająca się z surowego cukru trzcinowego, polewa (guma arabska - niekorzystna dla zdrowia, cukier, miód). Wcinając taką paczuszkę fundujemy organizmowi ponad 8 łyżeczek cukru.


Krótko na “do widzenia”


W/w produkty to kolejna lekcja kończąca się puentą: nie sięgaj po produkt “na ślepo”.
Zerkając na niektóre etykiety, od samego czytania można dostać raka z przerzutami (pół żartem, pół serio..).

Hasłem “zdrowa żywność” tak na prawdę można operować bez limitów, ponieważ nie ma żadnych przepisów, które by ten proces regulowały. Tak więc pod sloganem “eko”, “bio”, ”organic” może kryć się naprawdę paskudny produkt. Wystarczy, żeby przynajmniej w 95% był wyprodukowany metodami ekologicznymi. Nieważna jest jakość składników, ilość chemii, cukru, utwardzonego tłuszczu, wzmacniaczy smaku i ulepszaczy. Jak jest eko, to jest gut - nonsens.

Nie myślcie, że uwzięłam się na sieć sklepów Rossmann. Prawda (smutna i bolesna) jest taka, że nawet w sklepach ekologicznych można naciąć się na pseudo zdrowe produkty.
Tak więc zdrowej żywności nie definiuje półka/miejsce, w którym dany produkt się znajduje. Nie decyduje o tym również slogan na opakowaniu czy inne chwytliwe eko-hasła, którymi karmią nas producenci.

Wizytówką wartościowego i pożywnego produktu jest zawsze etykieta.
Kurtyna.

czwartek, 3 grudnia 2015

6 powodów, dla których warto trenować

Dziś frunie do Was lekkość słowa, taka z życia wydłubana, bez naukowego bełkotu i straszenia ilością E na talerzu ;)
Bo przecież nie pisze do Was lekarz, nie pisze sportsmenka. Pisze zwyczajna dziewucha, która lubi być na endorfinowym haju :D

Tak więc o czym to dzisiaj? A o sporcie, jednak z nieco innej strony. Nie będę robić prania mózgów i usilnie nakłaniać do treningów, machając przy tym batem (a może? joke ;)). Chciałabym, żeby każdy kto jeszcze do tematu podchodzi jak diabeł do święconej wody, zrozumiał, że aktywność fizyczna to nie kara klęczenia na grochu, a świetna odskocznia od codziennego bałaganu.

Dlaczego więc warto ruszyć tyłek z kanapy, odłożyć pilota, laptopa i wszystkie inne pożeracze czasu? Odpowiadając na to pytanie odkładam na bok cele, które przeważnie sobie stawiamy włączając w życie trening. Dziś nie chodzi o sparing z nadmiarem tkanki tłuszczowej, walkę o większego bicka czy półdupek. Dziś nie o tym. Dziś o kilku rzeczach, które zmienią się w Waszym życiu, gdy w tygodniowym grafiku stałym punktem będzie trening.



Do konkretów więc. Przed Wami:

6 powodów dlaczego warto trenować




1. Strzał energii i dobrego samopoczucia

Systematyczna aktywność fizyczna to skuteczny nokaut dla wszelkich odmian i gatunków negatywnych emocji. Endorfiny robią robotę, wiadomo. Nie trzeba nosić pod czaszką Einsteina, aby wiedzieć, że wpływa to bardzo pozytywnie na nasz ogólny stan i podejście do prozy życia. Regularność w treningach doprowadzi do cyklicznie powtarzającej się endorfinowej euforii, a ona sprawi, że uczucie wiecznej szczęśliwości będzie Twoim wiernym towarzyszem na wieki wieków :) Wcale nie trzeba zostawiać po sobie mokrej plamy na treningu, żeby naładować się endorfiną. Najważniejsze jest, aby znaleźć taką aktywność fizyczną, która za każdym razem w efekcie końcowym pozytywnie Cię kopnie!



2. Kształtowanie charakteru

Trenując regularnie szlifujemy swoje mocne strony. Początkowo możemy nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. Trening bladym świtem lub późnym wieczorem, bez względu na aurę panującą za oknem. Realizowanie swoich planów, sukcesywne i celowe podnoszenie poprzeczki dla sprawdzenia samego siebie. Przecież nikt nam noża na gardle nie trzyma, a Św. Mikołaj w moherowej skarpecie motywacji w prezencie nie zostawia. To my sami tego chcemy, wystawiając swoją siłę i wytrzymałość na niemałą próbę. Wbrew pozorom to nie tylko test dla naszego ciała, tu głowa odgrywa ogromną rolę. Serwujemy sobie niezłą musztrę, która daje nam ogromną satysfakcję, uczy samokontroli i dyscypliny. Rozliczamy się z własnych działań przed samym sobą, a to buduje lojalność do nas samych co jest cholernie cenną cechą.



3. Większe poczucie własnej wartości + samoakceptacja

Aktywność fizyczna jest jak naturalny botoks. Odmładza i konserwuje od środka. Żadna pigułka i kosmetyk, wyszczuplające majty 
à la Bridget Jones czy szpachla make up’u, nie da takich efektów jak systematycznie uprawiany sport. Te przyjemne nie tylko dla oka, zmiany sprawiają, że czujemy maksymalny komfort we własnej skórze. Bez wątpienia buduje to większe poczucie własnej wartości. I nie chodzi mi o nałogowe strzelanie “słit foci” do lustra czy samouwielbienie uszami wypływające. Chodzi o nabranie pewności siebie i równocześnie zdrowego dystansu. Człowiek pracujący nad sobą, trenujący jakkolwiek, żyjący na co dzień ze swoim sportowym flow, patrzy na siebie łaskawszym okiem. Czuje się jak po porządnym wywietrzeniu czaszki, a jego wcześniejszy, często bardzo przekłamany obraz samego siebie wylatuje za drzwi. Stąpa pewniej po tej ziemi, ogarnia codzienność, jest asertywny, kreatywny. Bo w tym wszystkim najważniejsze jest to, że nie tylko ciało dostaje endorfinowego kopa, ale głowa, przede wszystkim głowa!



4. Lepszy sen

Gdy endorfiny w Twoim organizmie sięgają zenitu, przyjemny błogostan wkrada się w każdy zakamarek ciała. Taki stan rzeczy umożliwia relaks przez ogromne R. Głowa wolna od zmartwień wręcza organizmowi bilet na wakacje. Jeśli ponadto chwilę przed położeniem się spać przewietrzysz pokój, na godzinę przed snem odstawisz sprzed nosa “-fona”, oczy odpoczną od ekranu telewizora, będziesz spać jak bobas (który ma już za sobą nocne kolki i ząbkowanie, ma się rozumieć) ;)



5. Większa odporność organizmu (na stres i infekcje)

Kiedy dbamy o to aby regularnie endorfiny nam nosem kapały, mamy w sobie super moce i jesteśmy jak Avengers od Marvela ;) Serio, serio nie kłamczuszkuję. Regularne uprawianie sportu wpływa korzystnie na ośrodkowy układ nerwowy (endorfiny wiadomo). Redukuje napięcie, które powstaje w wyniku odczuwania stresu i jednocześnie podnosi odporność organizmu. Oczywiście wszystko potwierdzone badaniami i pieczęcią Ministerstwa Zdrowia przyklepane ;) Po ludzku pisząc, zestresowany organizm to osłabiony organizm. W dzisiejszych cudownych czasach stres często jemy na śniadanie, to nieodłączny element codzienności na różnym podłożu życia. Aktywność fizyczna jest najskuteczniejszą tabletką na te upierdliwości. Łatwiej pokonasz codzienne problemy, stres będzie Ci zjawiskiem obcym bądź bardzo rzadkim, bo nie oszukujmy się jesteśmy tylko ludźmi i czasami nie wkurzyć się po prostu nie sposób ;)



6. Organizacja czasu - full control

Codzienny młyn, przekładający się na brak czasu jest chyba jedną z najczęstszych wymówek.
Paradoksalnie na początku będzie chaos (być może całkiem spory). Bo zanim Twój grafik osiągnie organizacyjny level master, musi się zadziać bałagan kreatywny. W końcu w już i tak dość napięty rozkład jazdy chcesz wcisnąć regularny trening. Sytuację opanujesz szybciej niż się wydaje. Doba wejdzie w stan harmonii, bo zapanujesz nad swoim czasem i pomimo działania na wysokich obrotach, wszystko będzie śmigać jak w szwajcarskim zegarku. A Ty poczujesz ten komfort, że wszystko ma swój czas i miejsce.







Jaki morał z tej bajki?


Warto czasem odstawić na bok parcie na cel i doceniać inne, niezwykle cenne profity wynikające z uprawiania aktywności fizycznej. Wiadomo, że najczęściej priorytetem jest poprawa kształtów i korygowanie sylwetki. Jednak mając świadomość tego, że robimy znacznie więcej dla naszego ciała niż niwelowanie przeszkadzających nam defektów, dostarczamy sobie kolejnego bardzo ważnego bodźca, aby w swoich działaniach wytrwać i nie rezygnować, nawet jeśli progres dzieje się małymi kroczkami.

Myślicie pewnie: “No oszalała, najpierw nam mędzi, żeby nie tracić swojego celu z oczu, a teraz pisze, żeby się tak nim nie przejmować? What is wrong with you girl?“.

To nie do końca tak. Żebyśmy się więc w pełni zrozumieli, wyjaśniam. Trzeba trzymać swój cel za nogi, pamiętać po co się zaczęło i do czego się dąży. To fundament, który sprawia, że się w tym wszystkim nie pogubimy. Jednak mimo to nie można zapominać, że aktywność fizyczna jest strzałem świetnego samopoczucia i zdrowia dla naszego organizmu, antidotum na zmęczenie i stres, a co najważniejsze niezastąpioną formą chillout’u.

I kropką niech będzie bez wątpienia mądra myśl: “Ruch może zastąpić wszystkie lekarstwa, ale żadne lekarstwo nie jest w stanie zastąpić ruchu” Tissot.

Dbajcie o siebie!


Peace :*