piątek, 29 stycznia 2016

Glutaminian sodu "w pigułce"

Glutaminian sodu, doskonale wszystkim znany wzmacniacz smaku i zapachu, terroryzuje skład niejednej etykiety. Wyskakuje niemalże z każdej sklepowej lodówki i półki. Od czasów dinozaura wiadomo, że zdrowia i urody nam nie doda, jednak na liście substancji zakazanych raczej nie wyląduje. Na temat jego szkodliwości i wątpliwego wpływu na organizm można pisać epopeje, jednak mimo to wciąż jest składnikiem żywności, a o zakazie jego stosowania ani widu ani słychu. Się pytam, WHY? Goddammit!



Glutaminian sodu pod lupą


Co to za diabelstwo ten glutaminian sodu? Jak się okazuje, to nic innego jak dziecko kwasu glutaminowego, który naturalnie występuje w niektórych warzywach i owocach, mięsie i owocach morza oraz produktach mlecznych (głównie sery). Nie można pominąć informacji, że kwas glutaminowy jest aminokwasem endogennym, czyli takim, który nasz organizm sam wytwarza, dlatego nie musi być dostarczany razem z pożywieniem. W myśl zasady co za dużo to niezdrowo, bo nawet bezpieczne substancje w nadmiarze szkodzą. Kwas glutaminowy spełnia w naszym organizmie bardzo ważne funkcje. Jest jednym z głównych neuroprzekaźników w ośrodkowym układzie nerwowym oraz źródłem energii dla komórek jelit, jest zaangażowany w proces usuwania wolnych rodników z organizmu (składnik glutationu), ponadto jest potrzebny przy syntezie białek oraz metabolizmie azotu.

Jednak glutaminian sodu w przeciwieństwie do kwasu glutaminowego tj.naturalnej substancji, to sztucznie pozyskiwane cholerstwo, które w niejednej pipecie było i pod niejednym mikroskopem nos trzymało, bo to chyba najczęściej badana pod kątem szkodliwości substancja ever.

Liczne badania wykazały, że ludzie są 6 razy bardziej podatni na jej szkodliwe działanie niż szczury i inne myszoki, na których przeprowadzono badania.
Biedne gryzonie, które uraczono dawką glutaminianu szlag jasny trafił. Zaaplikowano im pokaźną dawkę, która w efekcie zmieniła ich móżdżki w budyń. Konkretniej rzecz ujmując, doprowadziło to do poważnych uszkodzeń i niedorozwoju.

Ok, badanie zakwalifikowano jako bezwartościowe ponieważ dawka glutaminianu podana gryzoniom (ponoć) miała się nijak do dawki jaką zjada człowiek. Ponadto forma (zastrzyk podskórny) a spożycie w pokarmie podobno również robi różnicę. Anyway, strach się bać. Takie skutki uboczne zwalają z nóg i nie wiem jak Wy, ale ja kicham ten glutaminian nawet w minimalnych dawkach.


“Syndrom chińskiej restauracji”, czyli skutki wcinania E621


Pomimo tego, że wszystkie wykonane badania wzbudzają wiele kontrowersji i pozostawiają więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, pewnych jest kilka niepodważalnych faktów.

Glutaminian sodu sprzyja przygarnianiu niechcianych kilogramów, niekorzystnie wpływa na ciśnienie krwi i cały układ krążenia, niszczy wątrobę i nerki, wywołuje problemy z koncentracją, przyczynia się do występowania alergii, zaburzeń mowy i wzroku (uszkodzenia siatkówki oka, nawet utrata wzroku) oraz zespołu jelita drażliwego. Wywołuje efekt ekscytotoksyczny. Co to oznacza? Ano nic innego jak doprowadzanie do występowania nadmiernej ilości kwasu glutaminowego w naszym organizmie, a to powoduje obumieranie komórek nerwowych na skutek nadmiernego ich pobudzenia, zmiany neurologiczne tj. Parkinson, Alzheimer, udar mózgu oraz stwardnienie rozsiane. Co prawda organizm to sprytna bestia i broni naszego mózgu, jednak glutaminian uszkadza tą barierę, zwiększając przepuszczalność szkodliwych substancji.

Podobno większość groźnych objawów jest skutkiem spożywania bardzo dużych dawek, jednak potwierdzono, że glutaminian sodu ma skłonność do kumulowania się w naszym organizmie, a to oznacza wystąpienie sutków ubocznych i uszczerbku na zdrowiu w późniejszym czasie. Ponadto proces starzenia i wiele różnych schorzeń np. cukrzyca czy nadciśnienie, współpracuje z glutaminianem na naszą niekorzyść, zwiększając ryzyko wystąpienia wspominanych wyżej skutków ubocznych.

Zwróćcie proszę uwagę na fakt, że przeprowadzonych zostało wiele badań - nie bez powodu, coś jest na rzeczy - a ostatecznie wciąż ogrom znaków zapytania razi po oczach. A teraz druga kwestia, przemysł spożywczy i rola glutaminianu sodu - jak wiele kasy uciekłoby w eter w momencie zakazania jego stosowania. Przecież znacznie bardziej się opłaca truć ludzi (i tak nas dużo na tym świecie) niż pozwolić paść trupem rynkowi konwencjonalnej żywności.




Pięćdziesiąt twarzy glutaminianu


Glutaminian sodu, czyli E621 lub MSG to podstępna bestia, która czai się na nas pod wieloma różnymi nazwami. Czytając skład kupowanego produktu zwracajcie uwagę i unikajcie poniższych substancji:

  • glutaminian monosodowy
  • diglutaminian magnezu
  • diglutaminian wapnia
  • glutaminian monoamonowy
  • kazeinian sodu
  • kazeinian wapnia
  • zhydrolizowane i hydrolizowane białka
  • zhydrolizowane białka roślinne
  • ekstrakt z białka roślinnego
  • teksturowane proteiny/białko
  • autolizowane drożdże/proteiny drożdżowe/ekstrakt z drożdży

Wzmacniacze smaku nie będące pochodnymi glutaminianu, ale mające te same cechy:

  • kwas guanylowy
  • guanylan disodowy/dipotasowy/wapnia
  • kwas inozynowy
  • inozynian disodowy/dipotasowy/wapnia
  • rybonukleotydy wapnia/disodowe

Czym go zastąpić?


Bez E621 da się żyć, pomimo tego, że przechrzczono go na piąty smak i umami, nie jest smakiem niepowtarzalnym. To chemia sterująca naszymi receptorami. Wystarczy odciąć pępowinę, żeby się uwolnić.

Co zatem w zamian? Odpowiedź chyba prosta :) Zioła, zioła i jeszcze raz zioła! Mieszając przeróżne możemy wydobyć genialne smaki. Nasze kubki smakowe po odstawieniu tego “gluta” dopiero odkryją prawdziwe walory potraw. A Vegetę i inne Warzywka można zrobić homemade :)




Słów kilka na “do widzenia”


I co my zrobimy z tym dziadostwem? Nie wiem jak Wy, ale ja już dawno zamknęłam przed nim drzwi, bo żadna siła i moc sprawcza nie spowoduje, że się polubimy. Stwierdzenie, że glutaminian sodu jest niewinny przedstawianym zarzutom, moim zdaniem jest grubymi nićmi szyte.

wtorek, 12 stycznia 2016

Błonnik - po co, na co i dlaczego

Tak jak każde słowo pisane na tym blogu, tak i ten post nie wskakuje tu z przypadku. Ostatnio notorycznie zderzam się ze światem osób, które uważają, że błonnik to jedynie świetna droga do utraty wagi, na dodatek, w trybie express.

Po co nam ten błonnik? Wbrew temu co sądzi spory procent ludzi, główną jego rolą nie jest wspomaganie odchudzania. To substancja, która w naszym organizmie ma o wiele więcej mądrego do powiedzenia :)





Błonnik to substancja pochodzenia roślinnego mieszcząca się w ścianach komórkowych roślin. Pomimo tego, że jest węglowodanem złożonym, nie stanowi dla nas źródła energii, ponieważ jest składnikiem odpornym na enzymy trawienne i tym samym organizm go nie przyswaja. Niemniej jednak, jest niezbędną częścią prawidłowo zbilansowanej diety, ponieważ to dzięki odpowiedniej ilości błonnika pokarm jest prawidłowo trawiony, a nasze bebechy będą przez lata działać jak funkiel nówka nieśmigana ;)


O co kaman, czyli funkcje błonnika


Ogólnie rzecz ujmując błonnik sprawuje pieczę nad dobrym samopoczuciem naszego przewodu pokarmowego i jelit. Reguluje prawidłowe wydalanie i nie dopuszcza do wtórnego wchłaniania zbędnych produktów przemiany materii. Ponadto, ponieważ pomaga usunąć z organizmu niestrawione resztki jedzenia, oczyszcza tym sposobem organizm z toksyn i wszelkich szkodliwych substancji. Zapewnia uczucie sytości na długi czas po zjedzeniu wartościowego posiłku bogatego w ten składnik.

Błonnik dzieli się na rozpuszczalny w wodzie i nierozpuszczalny w wodzie:


Błonnik rozpuszczalny

  • pomaga utrzymać stabilny poziom glukozy we krwi, ponieważ powoduje wolniejsze uwalnianie cukru do krwiobiegu, tym samym zapobiega nagłym skokom insuliny 
  • spowalnia wchłanianie i wspomaga wydalanie trójglicerydów, zmniejszając tym samym stężenie cholesterolu we krwi
  • wpływa na prawidłowy skład mikroflory jelitowej, ponieważ jest pokarmem dla “dobrych bakterii”, które są lokatorami naszego przewodu pokarmowego i jelit. Bakterie te osłaniają jelita i zapewniają ich prawidłową pracę, chronią przed podrażnieniami, infekcjami i chorobami; stoją na straży prawidłowego pH w jelitach 
  • zwiększa gęstość treści pokarmowej i tym samym reguluje pracę jelit


Błonnik nierozpuszczalny

  • poprawia perystaltykę jelit oraz ich ukrwienie, a to chroni jelita przed chorobami i umożliwia regularne wypróżnianie
  • zwiększa wydzielanie soków trawiennych
  • pobudza do pracy ślinianki i funkcję żucia 
  • trzyma w ryzach żołądkowy kwas solny dzięki czemu przywraca i utrzymuje prawidłowe pH 
  • działa jak taka szczota, która oczyszcza nasze jelita z zalegających frakcji pożywienia, zwiększa objętość treści pokarmowej w jelitach i tym samym reguluje ich pracę


Pamiętajcie, że bez wody ani rusz. Aby błonnik nie szkodził, tylko odwalał w Waszym organizmie kawał dobrej roboty, musicie dbać o jego prawidłowe nawodnienie.





Z czym to się je, czyli kilka informacji praktycznych


Według Światowej Organizacji ds. Zdrowia odpowiednio zbilansowana dieta powinna zawierać 25-40g błonnika. Taka ilość jest gwarancją prawidłowego funkcjonowania układu pokarmowego. Przeciętny Kowalski zjada ponoć ledwo 15-20g.

Tak jak większość rzeczy na tym pięknym świecie, tak i dzienne spożycie błonnika to kwestia indywidualna, uwarunkowana masą ciała, stanem zdrowia itd.
Bez żadnej magii i skomplikowanych działań, możemy obliczyć nasze indywidualne zapotrzebowanie na ten składnik dzieląc masę ciała na dwa. Przykładowo:
osoba ważąca 54kg/2 = 27g błonnika. Proste? Proste :)

Od przybytku głowa nie boli, ale co za dużo to niezdrowo. Warto o tym pamiętać i nie hulać zanadto z dziennym spożyciem błonnika.

Zbyt duże jego aplikowanie upośledza przyswajanie tłuszczu, witamin w nim rozpuszczalnych (A,D,E,K) i związków mineralnych (wapnia, cynku, żelaza i miedzi) przez organizm. Podrażnia jelita i doprowadza do ich niedrożności, może wywołać biegunkę i doprowadzić do odwodnienia organizmu. Przy różnych chorobach i stanach zapalnych żołądka, jelit, trzustki, wrzodów dwunastnicy, zbyt duże spożycie błonnika nie jest wskazane.

Druga strona medalu również niesie ze sobą nieprzyjemne konsekwencje. Zbyt małe spożycie błonnika przyczynia się do powstawania zaparć, chorób cywilizacyjnych tj.miażdżyca, nowotwór jelita grubego, kamica żółciowa, nowotwór sutka u kobiet oraz zapalenie wyrostka robaczkowego, cukrzycy i otyłości; powoduje hemoroidy i polipy jelita grubego, choroby układu krążenia i żylaki odbytu.

Podchodźmy więc do sprawy z głową. Nie zwiększajmy gwałtownie ilości błonnika w diecie suplementami, wierząc, że to magiczny sposób na utratę zbędnych kilogramów. Dbajmy o wartościową dietę i naturalne jego źródła, a wszystko będzie działać jak należy.


Źródła błonnika


Generalnie za jego źródło uznaje się produkty, które zawierają co najmniej 3g błonnika na 100g. Każda roślina (warzywo, owoc, zboże, nasiono) zawiera oba rodzaje błonnika, jednak w różnych proporcjach.




Najlepszym źródłem błonnika nierozpuszczalnego są głównie pełnoziarniste zboża, otręby, orzechy, nasiona, niektóre rośliny strączkowe (fasola, groszek zielony), warzywa włókniste. Natomiast błonnik rozpuszczalny przeważa głównie w świeżych i suszonych owocach oraz warzywach, niektórych roślinach strączkowych (soja, groch), owsie, jęczmieniu, nasionach chia i lnu.

Poniżej mam dla Was listę zdrowych produktów, które cechuje duża ilość błonnika (na 100g produktu).


świeże owoce

Marakuja - 16g
Porzeczki czarne - 7,9g
Porzeczki czerwone - 7,7g
Jeżyny - 7,3g
Maliny - 6,7g
Awokado - 6,7g
Guawa - 5,4g
Agrest - 4,3g

warzywa

Fasola czerwona - 25g
Ciecierzyca - 17g
Fasola biała - 15,7g
Soja - 15,7g
Groch - 15g
Pomidory suszone - 12,3g
Soczewica czerwona - 8,9g
Soczewica zielona - 8g
Chrzan - 7,3g
Koper - 6,1g
Bób - 5,8g
Brukselka - 5,4g
Karczoch - 5,4g
Groszek zielony - 5,5g
Seler korzeń - 4,9g
Botwina - 4,4g
Pietruszka korzeń - 4,9g
Pietruszka liść - 4,2g
Czosnek - 4,1g

owoce suszone

Śliwki - 16g
Brzoskwinie - 14g
Figi - 12,9g
Jabłka - 10,3g

Jagody goji - 10g
Morele - 10g
Daktyle - 8,7g
Gruszka - 7,5g
Rodzynki - 7g
Żurawina - 5g


orzechy i ziarna/nasiona

Ostropest plamisty - 41g
Nasiona chia - 39g
Siemię lniane - 22,3g
Wiórki kokosowe - 21g
Mak - 20,5g
Migdały - 12,9g
Kasztany jadalne - 11,7g
Pistacje - 10,8g
Pestki słonecznika - 10,5g
Orzechy makadamia - 9,3g
Orzechy arachidowe - 9,2g
Sezam - 9,1g
Orzechy brazylijskie - 9g
Orzechy laskowe - 8,9g
Orzechy pekan - 7,6g
Orzechy włoskie - 6,5g
Pestki dyni - 6g

produkty zbożowe i “sypkie/suche”

Kakao surowe (proszek) - 25,5g
Otręby ryżowe - 21g
Otręby owsiane - 15,4g
Amarantus - 15g
Płatki żytnie - 11,5g
Płatki owsiane - 10,6g
Kasza gryczana niepalona - 10g
Ryż brązowy - 8,7g
Kasza jaglana - 8,5g
Kasza jęczmienna perłowa - 6,2
Komosa ryżowa - 5,9g


Krótko na “do widzenia”


Mam nadzieję, że treścią dość lekką i przyjemną oswoiłam Was z błonnikiem i zapoznałam dokładniej z jego misją. Pamiętajcie, że jest niezbędnym składnikiem zdrowej diety, pomocnym kompanem naszych układów pokarmowych, a nie antidotum na nadmiar kilogramów. Owszem wartościowe posiłki, w których błonnik jest wiernym towarzyszem dają uczucie sytości na dłużej, a to może przekładać się na mniejsze spożycie kalorii, trzymanie w ryzach zachciewajek na słodkie lub słone przekąski, co bez wątpienia jest pomocne w trzymaniu czystej diety sprzyjającej naszej sylwetce. Jednak jego rola to znacznie grubsza sprawa. Jakość jedzenia niech zawsze będzie Waszym priorytetem, nie bez powodu mówi się, że jesteśmy tym co jemy ;)